Olga Boznańska,
dziwaczka z Montparnasse
Umiała malować.
Jak żadna przed nią, a może i
po niej.
Była najwybitniejszą polską
malarką.
Ba! Jest najwybitniejszą.
Ale też i mało który z malarzy
jej dorównywał, a malarzy mieliśmy przecież naprawdę znakomitych, o renomie
światowej.
W roku 1865, gdy Olga
Boznańska przyszła na świat, kobiety nie były dopuszczane do nauki w szkołach
malarskich.
Ot, jakieś prywatne lekcje rysunku, bo panna
powinna rozwijać talenta.
Szczęśliwie Olga miała zamożnego ojca, który,
co było pewnym w owych czasach fenomenem, zechciał finansować naukę córek i to
w kierunkach artystycznych. I czynił to
do końca życia, zapewniając Oldzie i jej siostrze Izie jak najlepsze warunki,
zarówno nauki i jak i uprawiania sztuki.
Mogły się więc panny
Boznańskie bez reszty poświęcić pracy twórczej. Olga wykorzystała to do maksimum,
historia Izy potoczyła się jednak zupełnie inaczej.
Ale zacznijmy od początku.
Olga Boznańska przyszła na świat w Krakowie w
rodzinie inżyniera Adama Nowiny – Boznańskiego i Eugenii Mondant, Francuzki.
Panna Eugenia Mondant
pojawiła się Polsce w roli nauczycielki w szkole norbertanek w podkrakowskich
Imbramowicach. Rysowała i grała, niezbyt piękna, niewielkie miała szanse na
małżeństwo i była już starą panną, gdy w jej życiu pojawił się Adam Boznański. Urodziła
mu dwie córki: Olgę i trzy lata od niej młodszą Izę. Obie dziewczynki były
niezwykle utalentowane. Zachowały się w Muzeach: Narodowym w Krakowie i w Warszawie
szkicowniki Olgi i Izy - rysunki w nich pomieszczone zaskakują niezwykłym, już
wówczas objawionym talentem. Pierwszą nauczycielką dziewczynek była oczywiście
matka. Później pojawił się jako nauczyciel Kazimierz Pochwalski i Józef
Siedlecki. Młodsza z sióstr Iza miała wybitny talent muzyczny i kształciła się
bardziej w tym kierunku, jej nauczycielem był najlepszy wówczas w Krakowie
metr, jak to wówczas mówiono, Emil Śmietański, a zachwyt grą Izy wyraził nawet
sam Ignacy Paderewski, należący do grona znajomych państwa Boznańskich.
Olga
zdecydowanie wybrała rysunek. Ponieważ droga do Szkoły Sztuk Pięknych była dla
niej zamknięta zapisała się na kursy im Adriana Baranieckiego, na których panny
z dobrych domów poznawały techniki malarskie, ćwiczyły rysunek i słuchały
wykładów z historii sztuki prowadzonych przez Konstantego Górskiego i Mariana
Sokołowskiego. Bardzo szybko,,wyrosła” z kursów i trzeba było pomyśleć o czymś
innym, skoro dalej chciała się uczyć a chciała bardzo. Profesor Śmietański radził
wysłać Izę na dalsze studia muzyczne do Lipska, więc naturalną koleją rzeczy
Olga jako pierwsza wyjechała do Monachium, które zresztą też wydawało się jej
ojcu miejscem bardziej stosownym dla panny dobrego domu niż wszeteczny Paryż,
okrzyczany stolicą cyganerii. O ile młodzi malarze mogli żyć po kilku na
jakichś zimnych poddaszach i żywić się jedynie sztuką i absyntem to panna, z
przyzwoitej rodziny musiała przebywać w zupełnie innych warunkach, mieć
zapewnione miejsce stosowne, w którym nikt by nie mógł poddać w wątpliwość jej
prowadzenia. Zatem w roku 1886 zamieszkała w Monachium, w nobliwym pensjonacie
dla młodych dam, które przybywały by pobierać nauki w Bawarii będącej jak
wiadomo - Mekką malarzy.
Olga codziennie pisała listy do domu donosząc
pilnie o wydarzeniach dnia, a ojciec tak często, jak tylko dozwalały mu inne
zatrudnienia, odwiedzał ją i kontrolował.
Były to czasy
rodzącej się emancypacji kobiet i w Monachium przebywało mnóstwo młodych
studiujących na różnych kursach kobiet. Panny owe rzadko w życiu stosowały
zdobytą wiedzę, czasami, te uboższe, zostawały nauczycielkami we dworach czy na
pensjach.
Jedną z
pierwszych kobiet wśród studiujących Polek, która zrobiła karierę, rzec można,
zawodową, była właśnie Olga Boznańska.
Pięć lat później
zacznie studia w Paryżu Maria Curie Skłodowska. i odniesie jeszcze bardziej
spektakularny sukces, przecierając drogę rzeszom dziewcząt ze wszystkich stron
kraju pojawiających się licznie w akademickich ośrodkach Europy.
Olga czuła się w
Monachium znakomicie. Pisała do ojca:
"Jeżeli Tato nie ma
nic przeciwko temu, to bym chciała tu być tak długo, jak tylko można, i
przynajmniej pozostać do pierwszego lipca. Żal mi bardzo tego czasu, który
marnuję, I nigdy nie jestem taka wesoła i kontentna, jak wtedy, kiedy pracuję."
Pobiera lekcje malarstwa w dwóch
szkołach Karla Kricheldorfa i Wilhelma
Dürra. Kricheldorf był malarzem niewiele starszym od niej, ale już
doświadczonym i dużo się u niego nauczyła.
Gdy
poczuła, że już nic więcej nie może on jej zaoferować, przeniosła się do
pracowni Dürra.
W
końcu, tak jak wszyscy, wynajęła własną pracownię i zaczęła malować zawodowo.
Olga
Boznańska w pracowni w Monachium, ok. 1898,
fotografia.
Muzeum Narodowe w Krakowie.
fotografia.
Muzeum Narodowe w Krakowie.
W okresie monachijskim, a trwał on aż
lat dziesięć, powstało wiele jej obrazów, przeważnie portretów.
Najbardziej lubiła malować we własnej
pracowni otoczona przyjaciółmi. Wtedy czuła się bezpieczna. Nie malowała prawie
zupełnie pejzaży czy po prostu plenerów. We Francji rodził się impresjonizm,
ale ona przez całe swoje życie tworzyła zamknięta w pracowni, w oparach dymu
papierosowego. Paliła namiętnie i każdego wieczora, już po wytężonej całodziennej
pracy skręcała z bibułek papierosy, przygotowując je na następny dzień. Była
neurotyczna i zagubiona, ale swoją drogę twórczą widziała jasno i bez wahań.
Po prostu wiedziała, co i jak ma malować.
W czasie pobytu w Monachium wypracowała
swój styl, nauczyła się budować płaszczyzny kolorem, zawęziła paletę barw do
ciemnych tonów, zieleni, szarości czy
brązów tylko czasem rozłamanych jakąś jaśniejszą plamą
bieli czy różu.
To wtedy powstały obrazy: Imieniny Babuni(1888-1889)
Obraz fascynujący, niosący jakąś
tajemnice. Dziewczynka, wyraźnie nieszczęśliwa, mimo iż pięknie wystrojona w
białą suknię stoi z boku, wyobcowana i samotna. Nikt na nią nie zwraca uwagi, a
obok białych kwiatków, symbolizujących czystość widać w jej bukieciku, jeden wielki
prawie czarny.
Obraz był novum w technice malarki, próbowała
w nim zastąpić częściowo perspektywę oddziaływaniem koloru.
Innym obrazem powstałym w tym okresie jest Portret chłopca w gimnazjalnym mundurku",
ok. (1890);
_
Też dziecko, wyrostek ustawiony lekko
bokiem stoi jakby w oddaleniu i patrzy z ukosa.
W oranżerii
Obraz powstał w okresie najsilniejszego
zafascynowania artystki twórczością amerykańskiego malarza Jamesa Whistlera.
Wyrafinowane zestawienia kolorów, szaro-niebieskiego w stroju dziewczyny, tak
charakterystycznego dla Whistlera, z szarością ścian i specyficznym brązami
kapelusza i kosza wskazują jednoznacznie na inspirację jego twórczością. Także
rozmyte, kontury postaci są typowe dla stylu whistlerowskiego.
Ale to rozmycie postaci, które się
pojawia w jej obrazach, oddalenie, ustawienie ciała modela budziły i budzą u
widzów niepokój. To niby ładne malarstwo niepokoi. To nie Whistler. To
Boznańska.
Co się kryje za nieruchomymi oczami dzieci, czarnymi
jak krople atramentu?
Popatrzmy na Dziewczynkę z Chryzantemami
powstałą w
roku 1894.
Olga
Boznańska: Dziewczynka z chryzantemami, 1894,
olej na tekturze, 88.5 cm x 69 cm.
Muzeum Narodowe w Krakowie
olej na tekturze, 88.5 cm x 69 cm.
Muzeum Narodowe w Krakowie
Ciemna suknia i białe kwiaty
symbolizujące śmierć. Znów czarne nieprzeniknione jak krople atramentu źrenice
dziecka. Twarz dziewczynki biała niczym twarz zjawy. Obraz w wysmakowanych
szarościach z przebijająca nutą niebieskiego. Piękny. I zastanawiający.
Czy wcześniejsze z roku 1899 Dzieci
na schodach
Siedzące
sztywno, spięte z zaciśniętymi piąstkami.
Te sztywne ciała, oczy, które nic nie
mówią, patrzą w pustkę, dominujące na portretach poczucie wyobcowania, każą zapytać – czy jej dzieciństwo było
istotnie tak szczęśliwe jak się z pozoru zdaje. Obrazy zdają się świadczyć o
czymś innym.
Anna Król, kuratorka dużej wystawy retrospekcyjnej
poświeconej Oldze Boznańskiej sugeruje, że artystka była molestowana w
dzieciństwie i o tym właśnie krzyczą jej płótna.
Czy to możliwe? Bez wątpienia coś w jej
życiu i życiu jej siostry powodowało, że były one obie jakoś psychicznie
zaburzone. Podczas gdy Olga malowała tego typu obrazy, młodsza siostra,
Izabella, studiowała w Lipsku muzykę. Rokowała świetnie jako pianistka, ale nie
udało jej się przezwyciężyć strachu przed występami publicznymi i cała praca i
nadzieje, jakie wiązała nauką gry, rozpadły się jak domek kart. Olga nigdy
nieomal nie malująca w plenerze, pędzącą dnie w zamkniętej zadymionej pracowni
pełnej przyjaciół gadających i pijących na jej koszt. Tylko wtedy mogła
tworzyć, gdy czuła się bezpieczna i otoczona ludźmi.
Realizowała
się malarstwie.
Izie nie było dane uzewnętrznianie emocji
poprzez sztukę.
Po klęsce kariery muzycznej zajęła się
chemią i przez kilka lat poświęciła się temu, modnemu wówczas, kierunkowi. Studia
uwieńczyła nawet doktoratem, ale jej życie nigdy nie było życiem osoby
panującej nad nim.
Popadała, podobnie zresztą jak i Olga, w
stany depresji, piła nazbyt dużo, morfinizowała się.
W końcu zmarła śmiercią samobójczą w 1934
roku w Paryżu.
Życie
prywatne Olgi też nie układało się dobrze.
W Monachium kochała się ponoć, jak
twierdził Józef Czapski, w malarzu Paulu Nauenie, którego znakomity portret z roku
1893
przyniósł jej w roku 1894 złoty medal wręczony w Wiedniu przez samego
arcyksięcia Karola Ludwika.
Nauen namalował też portret Olgi, ale
zniszczył go twierdząc, ze nie oddawał on stylu malarki.
Paul Nauen: Portret Olgi Boznańskiej,
1893,
fotografia obrazu,
Muzeum Narodowe w Krakowie.
fotografia obrazu,
Muzeum Narodowe w Krakowie.
O tym związku nie wiemy nic. Ot, niedyskrecja
Czapskiego.
Oficjalnym jej narzeczonym w czasach
monachijskich został Józef Czajkowski, też malarz, który zajął się sztuką
stosowaną. Był od Olgi młodszy o lat siedem i byli ze sobą związani przez lat
pięć. Jozef po skończeniu studiów wrócił do Krakowa.
A Olga przeniosła się z Monachium do
Paryża. Miedzy nimi krążyły listy, sentymentalne aż do bólu, zgodne z duchem
epoki.
Moja Złota, Kochana Panno
Olgo, żebym Panią mógł jeszcze widzieć, już bym nic na razie więcej nie
pragnął, myślę za to ciągle o kochanej Okruszynie, jestem codzień w Pani
pracowni, odprowadzam na obiad, na spacer, na kolacyjkę, do pokoiku, wszędzie
Listy Olgi nie przetrwały, więc nie
wiemy i czy i ona pisała w podobnym duchu. Wiemy jednak, że jakoś to długie
narzeczeństwo nie przekształciło się w małżeństwo. Podobnie było z następnym,
też dużo młodszym od Olgi wielbicielem, wybitnym architektem Franciszkiem
Miączyńskim.
Kilkuletnie narzeczeństwo, oddalenie od
ukochanej, gorące listy i koniec, wypalenie związku po kilku latach.
Olga jak się zdaje podobała się
mężczyzną, była żywa inteligentna, kontaktowa i do pewnego czasu dbała o siebie.
Lubiła stroje, biżuterię, ale jakby nie
przekroczyła progu XX wieku. Pozostała w XIX.
Zawsze nosiła długie suknie, tiurniury i
kapelusze szerokie a niemodne. Była dziwaczką z Montparnasse, bo właśnie tam
mieściła się jej pracownia, którą tylko rzadka opuszczała pracując po dniach
całych. Zdjecie Boznanskiej -lata 30
Po Mączyńskim było jeszcze kilku adorantów:
Wiktor Back, bogaty Austryjak i Rosjanin Włodzimierz Światłowski, a w końcu
wykorzystujący ją finansowo, Felicjan Faleński, z którym zdawała się naprawdę
przyjaźnić.
Malarka Irena Serda Zbigniewiczowa w
rozmowie z Heleną Blumówną powiedziała,, Boznańska miała dziwne pojęcia.
Małżeństwo uważała za „okrucieństwo fizyczne dla kobiety”
Jeśli istotnie miała takie poglądy, to
nic dziwnego, że jej narzeczeństwa trwały długo i nigdy nie kończyły się
małżeństwem. Były zapewne tylko protezą czułości i związku. Jej jedyną miłością
była sztuka.
Wróćmy zatem do niej.
W roku 1897 opuszcza Monachium i
zamieszkuje w Paryżu. Ma już za sobą pierwsze wymierne sukcesy malarskie i jak
się zdaje Monachium już jej nie wystarcza.
Pierwsze kroki na drodze do kariery ułatwia
jej paryski kuzyn szczęśliwie też artysta, grafik, Daniel Mordant,
Organizują wspólną wystawę i prac w
galerii przy rue Trudaine. Olga zostaje zauważona i przez kilkanaście lat aż do
początku pierwszej wojny światowej drzwi jej kolejnych pracowni nie będą się
zamykały. Admiratorzy, klienci czy klientki, najlepsi paryscy marszandzi. Bierze
udział w wystawach zarówno w Niemczech, Anglii i Holandii jak w Stanach
Zjednoczonych. Wszędzie, może poza naszym Krakowem, świeci triumfy i zdobywa złote
medale. Zostaje Członkiem Societe Nationale des Beaux-Arts, dostaje legię
honorową a rząd francuski kupuje portret panny Dygat rozbiorów narodowych.
Portret
panny Dygat, olej na tekturze, 1903, 82x60 cm, Muzeum Orsay, Paryż;
Sukces. Olga triumfuje, jej obrazy są
dla niej całym życiem To nie tylko wyśmienita technika malarska, ale znajomość
psychologii przyczynia się do triumfu tego malarstwa.
Jednak dobre paryskie lata zaczynają
przemijać. Nadchodzi zła passa w życiu osobistym. Umiera kolejno matka, później
ojciec ciężko choruje. Olga zabiera go do Paryża i opiekuje się nim aż do jego
śmierci w roku 1906.
Mimo iż jest wziętą malarką ma ciągle
problemy finansowe, które z biegiem lat coraz bardziej się nasilają. Rodzinna
kamieniczka w Krakowie, za życia ojca przynosząca niezłe dochody, została mocno
zrujnowana wielką powodzią, która nawiedziła Kraków w roku 1903.
Kolejni administratorzy jakoś nie potrafią
domem dobrze zarządzać. Tryb życia osoby przyzwyczajonej do dużych i stałych
dochodów też przyczynia się do kłopotów
finansowych. Jej dom otwarty dla wszystkich, jest też dostępny dla ludzi
nieuczciwych, którzy niezaradną i wyalienowana malarkę po prostu okradają czy
wyłudzają od niej pieniądze.
Dochodzi do tego, że siostra, z którą
Olga jest w bezustannych konfliktach w tajemnicy kupuje jej obrazy.
Kończy się chłonny rynek amerykański. Lata
pierwszej wojny światowe to zły czas dla malarzy. Trudności się pogłębiają i
Boznańska powoli popada w zapomnienie.
Chodzi w niemodnych zeszłowiecznych
kreacjach, czy to z powodu zdziwaczenia czy braku funduszy. Legendy krążą o jej
hodowli myszy, których cale stadka biegały gdzie chciały w po pracowni
nadgryzając płótna i tektury.
Tak chorującą Boznańską opisywał Jan
Szymański opiekujący się nią radca Ambasady Polskiej w Paryżu:
,, Olga Boznańska nieraz chorowała – zaziębienia,
zapalenia płuc, wymagała opieki. Spała ubrana, w kapeluszu na twarzy. Kwi Kwi
kładł się w nogach łóżka, obok świnka morska. U wezgłowia papuga, nad nią
fruwał kanarek Maciuś wraz ze swoją połowicą. Wokoło harcowały myszki ginące w mroku
nocy rozświetlonej nieco blaskiem wpadającego światła księżycowego”
Kwi Kwi był pieskiem Olgi. Po śmierci
został wypchany. Jak wspominali odwiedzający ją goście stał na stole czy
komodzie i zawsze przechodząc mimo, malarka machinalnie go głaskała.
W roku1914 zaproponowano Boznańskiej
profesurę w warszawskiej SSP, ale odmówiła.
Warszawa to nie było jej miasto.
Żyła
w nędzy, ciągle malując kolejne portrety,
które hojną ręką rozdawała podobnie jak i honoraria za nie. Powstało ich
kilka tysięcy, trudno nawet zliczyć ile, bo wraz z portretowanymi powędrowały w
różne zakątki świata. Sztuka i zwierzęta to było całe życie malarki coraz
bardziej oderwanej do świata zewnętrznego, zamkniętej w swoim, własnym. W latach
trzydziestych Maja Berezowska i Jerzy Waldorff założyli honorowy komitet Opieki
nad Boznańską. Przyznano jej order i wsparto znaczną suma pieniędzy, która
natychmiast ktoś ukradł z jej bieliźniarki. Szymański pisał:
,,
Jest w pani Oldze Boznańskiej tyle bólu, tyle cierpienia, tyle smutku, jest
życiem już tak wyczerpana, (…) jest taką autokratką, że nie wiadomo zupełnie
jak jej pomóc” — relacjonował opiekujący.
Ministerstwo
Spraw Zagranicznych i warszawskie Muzeum Narodowe kupowały jej obrazy, jednak się to skończyło wraz z wybuchem II Wojny
światowej. Ale wcześniej jeszcze, odniosła sukces na weneckim Biennale, gdzie
sprzedała aż pięć obrazów, w tym Portret
pani Dygatowej, który kupił król włoski.
Zmarła w październiku 1940 roku w
Paryżu, w biedzie i zapomnieniu.
Zostały jednak po niej obrazy.
Zupełnie niezwykle. Już w okresie monachijskim nauczyła się kłaść farbę małymi muśnięciami
pędzla.
Potem, gdy wyschły, kładła następne.
Dzięki temu jej paleta, mimo iż szaro-bura, nigdy nie robiła wrażenia brudnej. Właśnie
szary był ulubionym kolorem Boznańskiej, stąd nazywaną ją nawet szarą malarką.
W tej zdawałoby się niepozornej szarości Boznańska odkryła niesłychane bogactwo
odcieni i tonów, od zimnych do ciepłych, od pospolitych do wysublimowanych i
wytwornych.
Malowała nie na płótnie, lecz na
zagruntowanej tekturze, dzięki czemu obrazy są naturalnie matowe. By wzmocnić
ten efekt zaprzestała stosowania werniksu.
Odeszła daleko od monachijskich sosów.
Co ciekawe pod koniec życia naznaczonego
już nędzą, chorobami i postępującą demencją sięgnęła po nowe w malarstwie i
zaczęła malować kwiaty i martwe natury. Intimizm, któremu hołdowała w
portrecie, malowanie postaci we wnętrzach z wirtuozersko oddanym detalem często
symbolizującym cechy postaci, rekami które na obrazach nieomal mówią przeniosła
na martwe natury.
Olga Boznańska: Kwiaty, 1913,
olej na tekturze, 53 cm x 38.5 cm.
Muzeum Narodowe w Warszawie.
olej na tekturze, 53 cm x 38.5 cm.
Muzeum Narodowe w Warszawie.
Tu też urzeka podobnym klimatem, znów
wykorzystuje naturalną kolorystykę podłoża z tektury z jej matowością, buduje
intymny nastrój, kolory to znów stonowane szarości, błękity, brązy, które
ewokują melancholijne nastroje, a dotknięcia pędzla, to ulotne muśnięcia jakby
opowiadały o przemijaniu.
Jednak jej talent nie przeminął - aż do
ostatniego dotknięcia pędzla.